niedziela, 24 lutego 2013

23.

   Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi kobieta, mająca około sześćdziesięciu lat, ubrana w jaskrawożółty kostium - coś w stylu królowej Elżbiety. Miała krótkie, siwe włosy i pomarszczoną twarz.
-W czym mogę pomóc ? - spytała z uśmiechem.
-Ja... do Agaty. - powiedziałam. Bez słowa wpuściła mnie do środka. Zaprosiła mnie do salonu. Nigdy nie widziałam takiej ilości poduszek z ręcznie haftowanymi, kwiatowymi wzorami. Były dosłownie wszędzie - na dwóch sofach, na czterech wielkich fotelach, wokół stolika do kawy (tak, tak, na podłodze), przy kominku, przy parapetach... Szukałam miejsca, na którym mogłabym usiąść. Wybrałam najbezpieczniejszą opcję - jedno, jedyne krzesło bez poduszki. Nagle ją zobaczyłam. Agatę. Ledwo ją poznałam. Miała długie, czerwone włosy, ubrana była w czarne ubrania - bluzka, spodnie, skarpetki i... kolczyk w łuku brwiowym. Brakowało tylko ostrego rocka lub heavy metalu na wejście. Co jest? - pomyślałam zszokowana.
-Cze e ś ć.. - przywitałam się ostrożnie. - Powiesz mi o co tu chodzi? - nie tracąc czasu chciałam przejść do sedna.
- Jak mnie znalazłaś ? Co ty tu robisz? - spytała wyraźnie zdenerwowana.
- Sylwia ...
- No tak, można się było tego spodziewać. - przerywając mi. - Poza moim nowym miejscem zamieszkania, powiedziała ci coś jeszcze ? - wyraźnie nie była zadowolona z mojej wizyty.
- Nic, kompletnie. Dlatego tu jestem. Możesz mi powiedzieć dlaczego jesteś tu, a nie w swoim domu ? Dlaczego tyle czasu się do mnie nie odzywałaś ? I skąd ta nagła zmiana stylu? - zniecierpliwiona czekałam na odpowiedź.
-Teraz to jest mój dom. - powiedziała ciszej i przeniosła spojrzenie ze mnie, na podłogę.
-Ale... jak to ? Dlaczego? Dlaczego nic nie wiem ? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! - ostatnie słowa wykrzyczałam. Niepotrzebnie..
-Jak miałam ci o czymkolwiek powiedzieć, skoro byłaś zajęta tym swoim fagasem ! Zupełnie nie miałaś dla mnie czasu, nawet nie wiesz ile się wydarzyło.. - odpowiedziała, a ja zaczęłam mieć wyrzuty sumienia jak stąd do wieczności.
-Agatko przepraszam. Opowiedz mi wszystko po kolei. - próbowałam załagodzić sytuację.
-Przepraszam ? Przepraszam ?! Myślisz, że to wszystko załatwi i znów będzie jak wcześniej ? - krzyknęła wzburzona.
-Naprawdę przepraszam. Zachowałam się jak kompletna egoistka. - odparłam.
-Jednak Sylwia miała rację... - stwierdziła zniechęcona.
-Słucham ? O czym ty mówisz? Od kiedy z nią rozmawiasz? Od kiedy się z nią zgadzasz?! - poczułam się tak, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody.
-Nie rozmawiam z nią. Już nie rozmawiam. Ale gdy jeszcze mieszkałam na naszym osiedlu, Sylwia ostrzegała mnie, że tak będzie. Mówiła, że nie będziesz poświęcać mi tyle czasu, co wcześniej, że całkiem o mnie zapomnisz. - powiedziała. Po krótkiej chwili milczenia dodała - Chyba niepotrzebnie traciłaś czas przyjeżdżając tutaj. Żegnam. - odwróciła się, podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. Minęłyśmy się bez słowa i już stałam przed niebieskim domkiem.

sobota, 16 lutego 2013

22.


    Po przejechaniu miasta wzdłuż i wszerz, zatrzymaliśmy się na osiedlu domków jednorodzinnych. Plan miasta wskazywał, że to właśnie tutaj jest tak intensywnie poszukiwana przez nas ulica Beszamelowa. Jednak tabliczka z nazwą ulicy wyraźnie dawała nam do zrozumienia, że plan się myli, a my po raz kolejny zgubiliśmy się. Zauważyłam kobietę ubraną w elegancki, beżowy kostium, idącą w naszym kierunku. Wysiadłam z samochodu i będąc jakieś pięć metrów od niej zorientowałam się, że to ... mama Agaty.
-Pani Marto! Dzień dobry! Tak się cieszę, że panią spotkałam. Już myślałam, że was nie znajdę. zawołałam z ulgą, że poszukiwania mogę uznać za zakończone.
-Justyna ? Co ty tutaj robisz ? - spytała wyraźnie zdenerwowana.
-Szukałam was, to znaczy Agaty, to znaczy... Nie odzywała się do mnie tak długo, nie wiedziałam, co się z nią dzieje, dopiero Sylwia...
-Sylwia ?! - przerwała mi. - Wiedziałam, że ktoś nas zobaczy! A tak uważaliśmy.
-Uważaliście? Ale dlaczego? O co tu chodzi? - byłam kompletnie zdezorientowana.
- Niepotrzebnie przyjechałaś. - powiedziała stanowczym tonem.
-Czy mogę się zobaczyć z Agatą ? -spytałam. Miałam nadzieję, że przyjaciółka wyjaśni mi całą sytuację. Kątem oka zobaczyłam zatrzymującą się taksówkę.
-Nie. Nie możesz. Wracaj do domu. Agata nie chce się z Tobą widzieć. - odparła i szybkim krokiem ruszyła w stronę taksówki. Chwyciłam ją za ramię i powiedziałam :
-Chcę porozmawiać z Agatą. Gdzie ona jest?
-Nie znajdzie dla ciebie czasu, pakuje się, jutro z samego rana wyjeżdżamy. Bardzo daleko i na bardzo długo. - odpowiedziała i wsiadła do samochodu, głośno trzaskając drzwiami.
    Na moje szczęście w tym czasie, na osiedle wszedł starszy, siwiejący mężczyzna, podtrzymujący się laską, ubrany w za szerokie, jaskrawo zielone, długie spodnie i za dużą o co najmniej trzy rozmiary, intensywnie fioletową kurtkę. Podbiegłam do niego i zapytałam :
-Przepraszam, czy wie pan, w którym domu mieszka kobieta, która przed chwilą odjechała taksówką ?
-Pytasz o panią Martę? - odpowiedział ciepłym, niskim tonem.
-Tak, zgadza się. Przyjaźnię się z jej córką, Agatą.
-To nie wiesz, gdzie mieszka twoja koleżanka? - spytał zdziwiony i uśmiechnął się.
-Właśnie, to jest taka śmieszna sprawa. Oni niedawno się przeprowadzili i Agata zaprosiła mnie do swojego nowego domu. Niestety nie mogę go znaleźć. Pomoże mi pan? - spytałam. Uznałam, że małe ubarwienie prawdy uspokoi staruszka.
-W sumie to się nie dziwię. Mieszkam tu już trzydzieści lat i kiedyś było tu zupełnie inaczej. Ulica nazywała się Beszamelowa i było tu tylko kilka domów. Od paru lat ta dzielnica jest trendi, jak to mówią i ludzie stawiają budynek na budynku. W dodatku zmienili nazwę ulicy na "Ogrodowa". Sam się tu gubię. - powiedział z uśmiechem. - A rodzice pani Marty mieszkają w tym niebieskim domku. Tam, gdzie nawet dach jest niebieski. - wskazał na dom, stojący jakieś sto metrów ode mnie.
-Dziękuję panu bardzo. Miłego dnia. - uśmiechnęłam się do niego.
-Wzajemnie. - odpowiedział.
Podeszłam do samochodu Michała i zapukałam w szybę.
-Dowiedziałaś się czegoś ? Kim była ta kobieta? - spytał zniecierpliwiony.
-To była matka Agaty. Wiem już gdzie mieszkają i natychmiast muszę tam pójść. Dowiem się wreszcie o co tu chodzi. - powiedziałam. Byłam zdeterminowana i gotowa na wszystko.

środa, 13 lutego 2013

21.


   Po przepłakaniu nocy, wymyślaniu sobie od skończonych idiotek i przetwarzaniu setki razy tego, co się stało, moją pierwszą myślą było "jak ja wrócę do domu ? ". I idące za tym kolejne wyrzuty sumienia. Chłopak, mój najwspanialszy, najcudowniejszy chłopak zostawił mnie, a ja martwię się o środek transportu, który zniknął wraz z Michałem. Bardzo przeżywałam ostatni wieczór, ale nie mogłam zapomnieć, po co tu przyjechałam. Musiałam znaleźć Agatę.
    Po prawie nieruszonym śniadaniu, zeszłam do recepcji, by dowiedzieć się, gdzie znajdę tę nieszczęsną ulicę Beszamelową. Spytałam również o sposób, w jaki mogę się tam dostać. Otrzymałam "mapkę" z zaznaczonym celem i .... w tym momencie zobaczyłam Michała. Mój najukochańszy, najprzystojniejszy mężczyzna siedział na jednej z pięciu brzoskwiniowych sof i czytał magazyn motoryzacyjny. Nagle ujrzałam coś, przez co o mało nie pękło mi serce - Michał odłożył gazetę, patrzył przez chwilę w przestrzeń, a potem pochylił głowę i zakrył twarz dłońmi. Zaraz po tym wyprostował się i dyskretnie otarł łzę z prawego policzka. Nie wytrzymałam i pobiegłam do niego. Nie myślałam o tym, co powiem, czy po raz kolejny mnie opieprzy, po prostu chciałam przy nim być.
- Michałku, przepraszam ! - powiedziałam, siadając na jego kolanach i przytulając się do niego najmocniej, jak potrafiłam.
- Udusisz mnie ! - odpowiedział ze śmiechem.
- Nie puszczę cię dopóki mi nie wybaczysz ! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepra...
- To ja cię przepraszam. - powiedział, przerywając moje lamenty i całkowicie zbijając mnie z tropu.
- Za co ty mnie przepraszasz ? - spytałam. Byłam pewna, że wyraz mojej twarzy można było określić mianem wielkiego znaku zapytania łamane na przeogromne zdziwienie.
- Zareagowałem zbyt pochopnie, powinienem cię wysłuchać. Poza tym po nocy spędzonej w samochodzie, rozmawiałem z nim. Przyznał, że ty tego nie chciałaś, że to on cię zmusił. Ledwo powstrzymałem się przed uszkodzeniem tej jego wypielęgnowanej buźki. Przepraszam cię. - odparł, a ja myślałam, że śnię, że jeszcze się nie obudziłam. Jednak wystarczył jego pocałunek, bym przekonała się, że to wszystko działo się naprawdę.

20.


-Człowieku, jesteś nienormalny ! -krzyknęłam, opamiętując się po chwili zapomnienia.- Zostaw mnie, łapy przy sobie !
-Jeszcze pięć sekund temu zachowywałaś się zupełnie inaczej.- powiedział Kuba. Gdybym mogła usłyszeć jego myśli z pewnością brzmiałoby to tak :
"Spokojnie, przecież nic się nie stało. Dlaczego przerywasz ? Będzie nam dobrze." Z obrzydzenia przeszedł mnie dreszcz. Kiedy po raz kolejny spróbował się do mnie przystawiać, kopnęłam go w krocze tak mocno, że zdążył tylko powiedzieć :
-Ty suko.. -i upadł na podłogę. Chwyciłam z podłogi klucz, z drżącym sercem i nadzieją, że Michał już śpi, weszłam do pokoju.
Pomyliłam się. Michał nie spał, co gorsze, czekał na mnie i był wyraźnie zdenerwowany. Powtarzałam sobie w myślach : 
"Proszę, powiedz, że tego nie widziałeś, proszę, powiedz, że nie widziałeś, proszę, powiedz, powiedz.."
-Wszystko widziałem. -powiedział i odwrócił się w stronę szafy.
-Michałku, ja wiem, jak to wygląda, ale.. To była dosłownie chwila.. Ja od razu go odepchnęłam. Naprawdę !- nieudolnie próbowałam się tłumaczyć.
-Wiem, co widziałem. Nie potrzebuję twojej wersji. -powiedział stanowczo i wyjął z szafy walizkę.
Zaczął wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy, nawet ich nie składając. Chodził po całym pokoju i zbierał wszystko, co było jego własnością. 
-Michał, daj spokój, co ty robisz ? Uwierz mi, nie chciałam tego, odepchnęłam go, musisz mi uwierzyć. -chciałam go zatrzymać.
-Nie chcę tego słuchać !- krzyknął, złapał walizkę i powiedział.- Nie jestem takim idiotą jak twój były, by cię skrzywdzić. Teraz to ty jesteś taka jak on. 
Miałam łzy w oczach, byłam bezsilna. Tłumaczenia i prośby nie pomagały. Chwyciłam go za rękę i cicho szepnęłam :
-Zostań. - ale on odrzucił moją rękę i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

wtorek, 12 lutego 2013

19.


Wjeżdżając z Michałem do Warszawy, myślałam tylko o jednym jak najszybciej porozmawiać z Agatą. Rozłożyłam na kolanach plan miasta, by znaleźć najkrótszą drogę do ulicy o dość intrygującej nazwie Beszamelowa. Pięć razy skręciliśmy w złą ulicę, staliśmy w dziesięciu gigantycznych korkach, a gdy nastał wieczór i chcieliśmy się przekonać, czy w restauracji La Sofa rzeczywiście jest najlepsze jedzenie w mieście, okazało się, że restauracja jest zamknięta z powodu remontu. Głodni, zdenerwowani i bardzo zmęczeni, postanowiliśmy przełożyć poszukiwania domu rodzinnego matki Agaty na następny dzień. Podjechaliśmy do niedużego hotelu czarnym Volkswagenem Golfem III należącym do Michała. W recepcji kategorycznie wybiłam Michałowi z głowy pomysł jednego, wspólnego łóżka, tak więc, gdy weszliśmy do pokoju numer 456, ja zajęłam łóżko przy ścianie, a Michał przy oknie. 
    Po piętnastu minutach siedzieliśmy już w hotelowej restauracji. Gdy złożyliśmy zamówienie Michał zapytał :
- Co jej powiesz ?
-Komu ? Kelnerce? -zapytałam z uśmiechem i kompletnym zdezorientowaniem.
-Nie głuptasku, Agacie. -odpowiedział spokojnie. 
-Sama nie wiem. - zdziwiło mnie, że wcześniej się nad tym nie zastanowiłam. - Chciałabym wyjaśnić, dlaczego nasze relacje tak bardzo się popsuły, chcę wiedzieć, dlaczego nie powiedziała mi, że wyjeżdża.
-Przygotuj się na to, że nie będzie to łatwa rozmowa. - przypomniał Michał.
-Wiem o tym. Pewnie bez łez się nie obejdzie. - powiedziałam, a uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Kochanie, będzie dobrze. - zaczął mnie uspokajać. - Znacie się tyle lat, jesteście jak siostry, na pewno się dogadacie. - powoli zaczynałam mu wierzyć. No już, uśmiech poproszę. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
    Po kolacji Michał poszedł do pokoju, a ja w recepcji próbowałam dowiedzieć się, gdzie znajduje się ulica Beszamelowa. Gdy zaledwie jedna piąta wskazówek recepcjonistki dotarła do mojej zmęczonej głowy, podziękowałam za rozmowę i skierowałam się stronę widny. Byłabym sama, lecz w ostatnim momencie ktoś przytrzymał zamykające się drzwi. Okazało się, że osobą towarzyszącą mi jest chłopak -  jak przypuszczałam niewiele starszy ode mnie, maksymalnie trzy lata. Wchodząc, uśmiechnął się do mnie, a gdy zobaczył, że przycisk z numerem interesującym go numerem piętra już świecił się intensywnym pomarańczem, powiedział :
-Czwarte ? To tak jak ja. - ponownie podarował mi uśmiech. - Ja mieszkam w 457.
-A ja,to znaczy my, to znaczy.. Ja i mój chłopak dostaliśmy pokój numer 456. - byłam zdziwiona swoim zachowaniem. Facet był całkiem przystojny, chociaż, przy dosłownie odrobinie światła w windzie, trudno było dokładnie mu się przyjrzeć. Na pewno miał jasne włosy, był dużo wyższy ode mnie i najwyraźniej korzystał z siłowni, bo krótko mówiąc był napakowany. Jednym słowem wygląd kalifornijskiego surfera. 
    Wychodząc z windy ponownie na niego spojrzałam i ... kolana mi zmiękły. Chyba nigdy nie widziałam takiego ciacha. Idealne kości policzkowe, lazurowe oczy, apetyczne usta, ale moją uwagę od razu przykuł... jego cudowny, zgrabny jak jasna cholera TYŁEK. Aż się prosił, żeby na niego patrzeć. W pewnym momencie jego właściciel odwrócił się w moją stronę przodem, a mój otępiały wzrok zatrzymał się na... No cóż, pomiędzy jego nogami. Czułam, że kolor mojej twarzy przypomina kolor hotelowych, burgundowych zasłon wiszących w korytarzu. Natychmiast przeniosłam spojrzenie na twarz mojego towarzysza, która zdawał się wydawać niesamowicie rozbawiony całą sytuacją.
-Spokojnie, nie ty jedna.- powiedział pewnym siebie tonem.
-Słucham ?! Nie wiem o czym mówisz. -nieudolnie starałam się ratować resztki godności.
-Jak wolisz. - kolejny uśmiech z jego strony. - A skoro już mówimy sobie na ty, to chciałbym poznac twoje imię. 
-Justyna, a ty?- ulżyło mi i cieszyłam się, że odszedł od tamtego niezręcznego i wstydliwego dla mnie tematu.
-Kuba. 
Już miałam otwierać drzwi pokoju, gdy usłyszałam :
-Wiesz, że jesteś mi coś winna ? -odwróciłam się, a on stał tuż przede mną. - Ty sobie popatrzyłaś, teraz ja chcę coś w zamian. - przyznam szczerze, że serce podeszło mi do gardła.
-Chyba zwariowałeś. Nigdzie nie patrzyłam i na pewno nie jestem ci nic winna. - starałam się być twarda, lecz nagle on przyciągnął mnie do siebie, zaczął całować moją szyję, a ja poczułam przeszywający mnie dreszcz i całkowicie odleciałam. 

18.


   Minęły dwa tygodnie. Pomimo trzydziestu wiadomości na poczcie głosowej oraz piętnastu maili, Agata dalej nie dawała znaku życia. Wysyłałam szesnastego maila, gdy do pokoju wszedł mój brat Kamil. Jest ode mnie młodszy o dwa lata, zawsze chodziliśmy do tej samej szkoły. Wiedziałam, że moje liceum również przyciągnęło jego uwagę. To prawdziwy umysł ścisły, w przeciwieństwie do mnie - typowej humanistki i kreatywnej duszy. Często się kłócimy, ale oboje wiemy, że możemy na siebie liczyć. 
- Było w skrzynce. - powiedział i położył na moim biurku różową kopertę. Wyjęłam z niej zdjęcie, przedstawiające Agatę  stojącą przed wysokim, oszklonym budynkiem. Na odwrocie fotografii widniał napis:
"Rodzinne miasto jej matki. S."
    Za dobrze znałam Sylwię, by uwierzyć w jej bezintresowność. Nie był to jednak moment, by zastanawiać się nad tym, czego Mała Wredna zażąda w zamian za informację. Pojawiło się istotne pytanie : jak najszybciej dostać się do miejscowości, z którą dzieliła mnie odległość dwustu kilometrów ?  

niedziela, 10 lutego 2013

17.


    Od trzech miesięcy byłam przeszczęśliwa. Każdą wolną chwilę spędzałam z Michałem. Wojtek przestał zadręczać mnie telefonami. Wszystkie siniaki po wypadku zniknęły. Jedyne, co mnie martwiło, to - trwający tydzień - kompletny brak kontaktu z Agatą. Mieszkałyśmy w jednej dzielnicy, dzieliło nas zaledwie kilka domów. To było osiedle w stylu zachodnim. Przez środek biegła droga osiedlowa, a po jej obydwu stronach stały domy jednorodzinne, żadnych wieżowców, biurowców . Spokojna okolica, wszyscy się znali. Pomimo tego, nie miałam pojęcia, co dzieje się z moją przyjaciółką. Odkąd zaczęłam chodzić z Michałem, coraz mniej czasu poświęcałam Agacie.
    Zdjęłam fioletową kurtkę z wieszaka, chwyciłam telefon oraz klucze i zbiegłam na dół.
-Mamo wychodzę. - krzyknęłam w stronę kuchni.
-Gdzie idziesz? - usłyszałam.
-Do Agaty, muszę z nią porozmawiać. - powiedziałam, a mama wyłoniła się z kuchni z wielką patelnią grillową w ręce.
-Kochanie coś się stało? Zaraz będzie obiad, możesz pójść do niej później. - odpowiedziała.
- Nic się nie stało. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie jestem głodna, zostaw mi trochę, odgrzeję sobie później. - odparłam i już byłam przed domem. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego Agata całkowicie zerwała ze mną kontakt. Spojrzałam na telefon i wybrałam jej numer.
- Tu A. Nagraj się. - usłyszałam głos poczty głosowej. Fuck, co się dzieje? Stanęłam przed drzwiami domu przyjaciółki i zapukałam dwa razy. Nikt nie otwierał. Zadzwoniłam dzwonkiem. Znów zero reakcji. Sięgnęłam po komórkę i połączyłam się z numerem domowym Agaty. Również ta próba kontaktu nie przyniosła efektów. Nagle z sąsiedniego domu wyszła Sylwia - dziewczyna, z którą ja i Agata chodziłyśmy do szkoły. Nie należała do lubianych. Wprost przeciwnie, była ... małą, wredną małpą. Nie miała nikogo po swojej stronie, ale i tak patrzyła na wszystkich z góry, krytykowała każdego, najgorsze było to, że zawsze o wszystkim wiedziała - kto, gdzie, jak, dlaczego. Uwielbiała wykorzystywać swoje informacje do poniżania innych. Najczęściej wcale z nią nie rozmawiałam, jednak mieszkała tak blisko Agaty, że musiała wiedzieć co się stało. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam w myśli do siedmiu, odwróciłam się w stronę Sylwii i głośnym tonem powiedziałam:
-Gdzie jest Agata ?
-Dlaczego miałabym ci to powiedzieć? - spytała, a ja już wiedziałam jaką przyjemność sprawia jej to, że ma coś, czego ja bardzo chcę.
-Ponieważ wiesz, że to moja przyjaciółka, a ja się o nią martwię. Daj spokój Sylwia, powiedz mi gdzie ona jest i będzie po sprawie. - czułam, że zaraz trafi mnie szlag.
-Najpierw ty zrób coś dla mnie. Daj mi numer Wojtka. - odpowiedziała z błyskiem w oku.
-Po co ci on? Tylko mi nie mów, że spodobał ci się mój były. - roześmiałam się. Nareszcie ona potrzebowała czegoś ode mnie. - Daj mi kartkę i coś do pisania. - wzięłam różowy skrawek papieru i równie intensywnie różowy długopis, które Sylwia wyjęła ze swojej białej, skórzanej torebki, napisałam numer Wojtka i powiedziałam - Powiedz mi gdzie jest Agata, a ta karteczka wróci do ciebie. - widziałam, jak próbowała opanować złość.
-Niech będzie. Całą rodzinką wyjechali nad ranem, z tego, co słyszałam, jej matka pytała czy wszyscy wzięli paszporty. Wniosek jest prosty - twoja przyjaciółeczka wyjechała bardzo daleko i nawet się z tobą nie pożegnała. Biedna Justynka. - triumfowała, była zachwycona obrotem sytuacji. Podeszła do mnie, wyrwała mi kartkę z ręki i już jej nie było.

16.

    Ujrzałam te cudowne oczy wpatrujące się we mnie. Ich właściciel trzymał w dłoni małą, szarą karteczkę.  Rozłożył ją, po czym subtelnym. Lecz odrobinę niepewnym głosem przeczytał :
"Kochana J. !
    Zrozumiem, jeśli po tym wszystkim co zrobił W., nie będziesz chciała się z nikim wiązać. Wiedz jednak, że będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdy zgodzisz się być z kimś takim jak ja.  M."
Przyznam uczciwie - myślałam, że padnę na zawał. Teoretycznie wiedziałam, że uwielbiam spędzać z nim czas, że jest rewelacyjnym facetem i podoba mi się absolutnie w każdym calu, jednak w praktyce nie wyobrażałam sobie, że dojdzie do tej chwili (lepiej za dużo nie oczekiwać, żeby potem się nie rozczarować - dopiero uczyłam się tej kompletnie obcej mi sztuki, aczkolwiek, odkąd poznałam Michała, cały czas ją stosowałam). Byłam po prostu w ciężkim szoku.
- Z kimś takim jak ty? Co masz na myśli? - spytałam.
-Jestem nieśmiałym kolesiem, mam sporo wad, nawet porządnych mięśni nie mam. - Michał jęknął i od razu posmutniał.
-Hej, spójrz na mnie. - odpowiedziałam i położyłam dłoń na jego policzku - Według mnie niczego ci nie brakuje. - pocałowałam go w usta, po czym dodałam - Wygląda na to, że jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - uśmiechnęłam się do niego, a w jego oczach pojawił się błysk radości.  

sobota, 9 lutego 2013

15.


    Po dwóch miesiącach lekarz pozwolił mi wrócić do domu. Gdy przekroczyłam próg swojego pokoju, zobaczyłam, że zamienił się on w istną kwiaciarnię. Wszędzie były moje ulubione tulipany, gdzieniegdzie czerwone róże, a także przepiękne orchidee w odmianach, które widziałam pierwszy raz w życiu. Znalazłam również jeden bukiet żółtych róż z liścikiem o tej treści :
"Będę o Ciebie walczyć. W.".
W jednej chwili cały czar prysł. Sama nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale na pewno nie domyśliłabym się, że wszystkie te kwiaty są od Wojtka. Z drugiej strony, żółte róże oznaczające nienawiść, wcale mnie nie dziwiły. Nigdy nie potrafił być romantyczny. Jednak tulipany, orchidee ... To nie w jego stylu. Zaczęłam przeglądać wszystkie bukiety w poszukiwaniu jakiegoś innego liściku, dowodu na to, że to jednak nie Wojtek przysłał wszystkie kwiaty.
    Przeszukując bukiet numer trzydzieści pięć, usłyszałam za sobą cudowny, czuły, uspokajający mnie głos :
-Tego szukasz?

14.


    -Przepraszam cię za niego. Nie wiedziałam, że tu przyjedzie. - powiedziałam do Michała, gdy Wojtek łaskawie zdążył opuścić salę, w której leżałam.
-Nic nie szkodzi. -odpowiedział spokojnym tonem z uśmiechem na twarzy. - Jednak są dwie sprawy, których nie rozumiem. Jedna - dlaczego cię zostawił ? Druga - skoro nie jesteście już razem, to po co tu przyjechał ? - spytał Michał, a na jego twarzy malował się wyraz zdezorientowania.
-Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. - powiedziałam, poprawiając poduszkę pod głową. - Jakiś czas temu, byłabym przeszczęśliwa w takiej sytuacji. Teraz... Sama nie wiem, być  może już mi z nim przeszło. Gdy go tu zobaczyłam, zamiast skakać z radości, zdenerwowałam się, nie chciałam go widzieć. Przypominają mi się jego słowa, okropny charakter... Gdyby pewność siebie dałoby się przeliczyć na pieniądze, byłby milionerem. - zobaczyłam, że Michał po raz kolejny się uśmiechnął. Lubiłam jego uśmiech i uzależniające poczucie bezpieczeństwa, które odczuwałam w jego obecności. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Patrzyłam w jego oczy, które piękną błękitną barwą przypominały niebo. Pomimo tego, że miałam złamaną nogę i rękę, potłuczone ciało i posiniaczoną twarz, czułam niesamowity, a zarazem kojący spokój. Wydawało mi się, że słyszy każdą moją myśl, ponieważ delikatnie ujął moją dłoń i pocałował ją.

piątek, 8 lutego 2013

13.

Poprosiłam Michała, by zostawił mnie z Wojtkiem samą.
-Dlaczego powiedziałeś mu, że jesteśmy razem?! - spytałam mojego eks-chłopaka.
-Przecież oboje dobrze wiemy, że całe to nasze rozstanie było jednym, wielkim nieporozumieniem. Czuję coś do ciebie i wiem, że ty też nie jesteś wobec mnie obojętna.  Daj mi jeszcze jedną szansę.-odpowiedział.
-Chyba kompletnie cię pogięło! Człowieku, zdajesz sobie sprawę z tego, o czym mówisz? Nie kocham cię! Jestem tego pewna. Owszem, sentyment pozostał, ale napewno nie chcę wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. A już na pewno nie z tobą.-zapewniłam go.
-Ja i tak będę próbować. Zobaczysz, będziemy razem. A ten gość - tu wskazał na czekającego przed salą Michała - nie jest żadnym problemem. Można się go pozbyć.- powiedział z ogromną pewnością siebie.
-Słuchaj, schowaj to swoje wybujałe ego do kieszeni i niech wreszcie do ciebie dotrze - nigdy z tobą nie będę. - krzyknęłam.
-Zawsze powtarzasz 'nigdy nie mów nigdy'. Zdecyduj się. - powiedział z ironią i wykrzywił twarz w pogardliwym uśmiechu. Nie lubiłam tego, gdy miał rację, szczególnie, gdy sprawa dotyczy konsekwentności w moich własnych słowach.
-Tego jestem pewna. Nie będę z tobą, nigdy. - powiedziałam zdecydowanym tonem, jednak dobrze wiedziałam, że do jego katastrofalnie małego mózgu to i tak nie dotarło. 

12.


Obudziła mnie kłótnia Wojtka i Michała. Pierwszy wykrzykiwał, że jestem jego dziewczyną i, że Michał nie ma prawa tu być. Drugi wyraźnie miał ochotę przygadać Wojtkowi, jednak dobrze wiedziałam, że nie chce się zniżać do poziomu "rywala". Ich "kulturalna"  konwersacja miała miejsce trzy, może cztery metry od mojego szpitalnego łóżka.  Widziałam, że dziewczyna, z którą dzieliłam pokój, bynajmniej nie była zadowolona z tego powodu. Miała minę pod tytułem "zabierz ich stąd, albo, pomimo złamanej nogi, stanę o własnych siłach i wyrzucę ich przez okno".
-Zamknijcie się! Nie jesteście tu sami, głupki! - warknęłam.
-Justynko!-szepnął delikatnym tonem głosu Wojtek.
-Justyna. Nie masz pojęcia jak się o Ciebie martwiłem.-powiedział spokojnie Michał.
-Cisza! Skąd wy się tu wzięliście?! -spytałam.
-Do mnie zadzwoniła twoja mama-powiedział Wojtek i spojrzał z pogardą na Michała. No tak, zapomniałam poinformować mamę o naszym rozstaniu...
-Agata mi powiedziała.-odpowiedział Michał. Agata... Moja przyjaciółka na dobre i na złe. Cokolwiek by się nie działo. W nocy, o północy mogę zadzwonić i wiem, że odbierze. Nie po to, by wydrzeć twarz mówiąc "pogięło cię, kretynko ?!", ale by dowiedzieć się co się stało i w szlafroku przybiec do mnie i przytulić mnie, gdy cała trzęsę się od płaczu. Ktoś kiedyś powiedział "Przyjaciele są jak anioły. Podtrzymują cię, gdy zapomnisz latać." Oby każdy znalazł w swoim życiu takiego anioła.

środa, 6 lutego 2013

11.


Trzy naciśnięcia na klawiaturę telefonu układające się w słowo TAK. Zaraz po nich kolejne "Bardzo chętnie się z Tobą spotkam", w następstwie których nacisnęłam "Kontyuuj", wybranie numeru Michała jako odbiorcy i naciśnięcie "Wyślij" kończące proces wysyłania sms'a.
    Równo o godzinie 11.00 w dniu moich urodzin, weszłam do kawiarni, w której byłam umówiona z Michałem. Siadłam po prawej stronie lokalu i zamówiłam cappucino, do którego mam ogromną słabość. Minęło pięć minut i powoli zaczynałam się denerwować. Przecież to facet powinien czekać na kobietę, a nie na odwrót. Nagle za plecami usłyszałam głośne "Sto lat ! Sto lat! Niech żyje, żyje nam !". Odwróciłam się i zobaczyłam Michała z bukietem pięknych czerwonych róż i wielkim pluszowym misiem, który w łapkach również miał różę. Razem z nim śpiewała cała obsługa kawiarni, a jeden z kelnerów przyniósł mi apetycznie wyglądającą muffinkę (muffinki również uwielbiam) z małą świeczką na środku.
    Po małym zamieszaniu i po tym, jak o mało nie przewróciłam Michała, przytulając go z wdzięczności, rozmawialiśmy przez około trzy godziny na przeróżne tematy. Wychodząc z kawiarni, przytulił mnie i powiedział, że chciałby znowu się ze mną zobaczyć. Odpowiedziałam, że nie widzę ku temu żadnych przeszkód, po czym dotknął mojego policzka i pocałował mnie delikatnie, a w moim brzuchu zaczęły wariować motyle.
    Wracając do domu czułam jak mimowolnie się uśmiecham. Myślami krążyłam przy Michale, wciąż czułam jego zapach i jego usta na moich wargach. Tak bardzo chciałam, by tamta chwila jeszcze trwała, że wchodząc na przejście, nie zauważyłam najeżdżającego samochodu...

10.


    Nie mogłam uwierzyć to, co powiedział Wojtek. Wcale się nie zmienił, a jego głupota tylko jeszcze bardziej się pogłębiła. Jego słowa zabrzmiały tak beztrosko, zwyczajnie, naturalnie, jak gdyby związek bez zobowiązań był na porządku dziennym. Miałam wrażenie, że ze złości zacznę chodzić po ścianach. Zaczęło się tak pięknie - niezwykły pocałunek, cudownie brzmiące słowa "wróć do mnie", a na koniec... Kompletne rozczarowanie.
    Moją chwilową depresję przerwał sms. "Przepraszam. Zachowałem się okropnie. Naprawdę przepraszam. Nie zdziwię się, jeśli nie zechcesz ze mną rozmawiać. Miałem urwanie głowy, nawet do toalety nie mogłem pójść, serio. Ale cały ten młyn już opanowanowałem. No, to chyba tyle... Chociaż nie, jeszcze jedna sprawa. Wiem, że pewnie jesteś na mnie zła, ale może zechciałabyś się ze mną spotkać? Proszę, to dla mnie bardzo ważne. Trzymaj się ;) ". Nadawcą był Michał, a moja odpowiedź brzmiała...

wtorek, 5 lutego 2013

9.


   Spojrzałam na niego. Wysoki brunet o niebiesko-szarych oczach, dobrze zbudowany, umięśniony... Tak bardzo żałowałam rozpadu naszego związku, tak bardzo chciałam by powiedział...
-Wróć do mnie. - odezwał się po chwili.
-Ostatnio twierdziłeś, że nie lubisz takich powrotów, że mam okropny charakter, że wolisz związki bez zobowiązań...
-Poczekaj, poczekaj. - przerwał mi. - Wydawało mi się, że moje uczucia do ciebie wygasły. Tymczasem nawet kolejny związek nie zmienił tego, co do ciebie czuję.
-Zanim zaczniesz cokolwiek wyznawać powiedz - bo nurtuje mnie to odkąd ze sobą zerwaliśmy - co według ciebie oznacza związek bez zobowiązań. Bo widzisz, wydaje mi się, że nie za bardzo znasz definicję tego stwierdzenia.
-Związek bez zobowiązań - niby jesteśmy razem, ale spotykamy się też z innymi osobami. - powiedział tak, jak gdyby to była najbardziej normalna i naturalna rzecz, lub raczej, sytuacja na świecie.
-Dobrze wiesz, co dla mnie oznacza związek. A to COŚ, co według ciebie jest związkiem, dla mnie jest, co najwyżej, flirtem . U mnie takie COŚ nie wchodzi w grę.
-Jesteś pewna?
-Stuprocentowo.
-W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Cześć. - wyszedł.
   Czy on do reszty zwariował ?! Ja z bijącym boleśnie sercem czekam, aż on powie, że mnie kocha, że chce, by było jak dawniej, a zamiast tego dostaję ... ZWIĄZEK BEZ ZOBOWIĄZAŃ ! Nieźle sobie wymyślił. Chce działać na kilka frontów? Proszę bardzo, ale na pewno nie ze mną ! OSIOŁ !

8.


   -Wojtek? Co ty tu robisz? - spojrzałam na niego i podeszłam bliżej.
-Kumpel przyjechał do rodziców... Mieszkają niedaleko. - wydukał.
To wszystko było dla mnie tak bardzo surrealistyczne... Co prawda wyobrażałam sobie tę sytuację milion razy, zastanawiałam się co powiem, jak się zachowam i mogłoby się wydawać, że byłam stuprocentowo przygotowana, jednak stając oko w oko z tak ekstremalnymi okolicznościami jakimś złośliwym cudem wszystkie racjonalne myśli zniknęły z mojej głowy. Moje rozważania dotyczące tego, że kompletnie nie mogę się skupić ani zaproponować konkretnego i elokwentnego tematu, przerwał Wojtek mówiąc coś, co jeszcze bardziej wywróciło moją równowagę psychiczną.
-Powiem wprost. Strasznie tęsknię za Tobą.
-O matko..-palnęłam zanim pomyślałam. "Brawo Justynko. Skup się!" - powtarzałam sobie, gdy z moich ust wyrwało się:
-Prawdę mówiąc mi też ciebie brakuje. - oto konkretna i elokwentna wypowiedź dziewczyny, która za wszelką cenę chce udowodnić, że nie potrzebuje u swojego boku osobnika stojącego w tej chwili tak blisko niej. Justyna Herg ladies and gentlemen! Powinnam ugryźć się w język i to bardzo mocno, za to, że po tym jak mnie zranił, przy pierwszej lepszej okazji najchętniej rzuciłabym mu się na szyję i zapomniała o wszystkim, co złe jak jakaś niedojrzała i niemyśląca małolata. Jednak zanim zdążyłam jakkolwiek wyprostować swoje słowa, pocałował mnie. Niezwykle czule, delikatnie, pamiętając o każdym najmniejszym kawałeczku moich ust, jak gdyby był mu niezbędny. Pocałunek - coś tak drobnego, dla niektórych wręcz banalnego, lecz przeżywałam go całym ciałem. Wszystkie uczucia wróciły w jednej chwili i odżyły z podwójną siłą, w sercu czułam cudowne ciepło, obejmując go, a gdy skończył, zaczęłam tę emocjonalną grę jeszcze raz.

poniedziałek, 4 lutego 2013

7.


    Nie mogłam przestać myśleć o Michale. O jego ciemnych włosach, niebieskich oczach, perfekcyjnych rysach twarzy. Był po prostu idealny. Wysoki, dobrze zbudowany. Podczas naszej ostatniej rozmowy mówił, że lubi grać na gitarze oraz, że jego pasją jest siatkówka-okazało się, że jest w siatkarskiej reprezentacji swojej uczelni.
   Zadzwonić? Może to on powinien się pierwszy odezwać? Zanim zdążyłam wymyślić kolejny powód, dla którego nie powinnam dzwonić miałam już wybrany numer Michała. Odczekałam trzy sygnały i miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam bardzo zaspany męski głos.
-Ta?
-Michał? Tu Justyna.-powiedziałam entuzjastycznie.
-Kto?-chwila przerwy.-Aa! Justyna! Co jest?
-Aaa.. nic. Chciałam... wiedziec co u Ciebie słychać. - mój entuzjazm lekko przygasł.
-Wszystko dobrze. Sory, nie mogę teraz gadać. Pa.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć - rozłączył się. Z pewnością nie tak to sobie wyobrażałam.
    Po paru godzinach kończyłam układać alfabetycznie płyty. Książki i gazety ułożyłam wcześniej. Musiałam się czymś zająć, bo inaczej bym zwariowała. Tak bardzo przeżywałam tę rozmowę, a on najzwyczajniej w świecie mnie spławił. Gdy włożyłam ostatnią płytę, zamknęłam szafkę i chciałam szukać sobie kolejnego zajęcia, kiedy w drzwiach zobaczyłam...

niedziela, 3 lutego 2013

6.

   Jadąc autobusem na lodowisko zaczęłam przypominać sobie wydarzenia z klubu. Tak jak myślałam spotkałam Wojtka. Miałam ochotę od razu go uderzyć, choćby spoliczkować. Jednak, gdy zobaczyłam uwieszoną na jego ramieniu pannę powstrzymałam się. Powtarzałam sobie "on nie jest tego wart, on nie jest tego wart!". Na początku udawało mi się zachowywać z klasą, ale gdy ten OSOBNIK ciągle kręcił się w moim otoczeniu, zaczynałam tracić cierpliwość. Przyjaciółki powtarzały mi, żebym dała sobie z nim spokój, że on jest kompletnym zerem. Dobrze o tym wiedziałam, ale szlag mnie trafiał, gdy widziałam, że już sobie znalazł jakąś lafiryndę, a na mnie nawet najwięksi brzydale nie patrzą. Miałam wrażenie, że cały wieczór był stracony, gdy nagle zauważyłam, że siedzący przy barze chłopak wpatruje się we mnie. Wyglądał na dwadzieścia, może dwadzieścia dwa lata. Starałam się na niego nie patrzeć, ale był po prostu niesamowity. W pewnym momencie podszedł, podczas gdy ja rozmawiałam z przyjaciółką. Szepnął jej coś na ucho, ona uśmiechnęła się i już jej nie było. Zostaliśmy we dwoje. Spytał, czy jestem tu sama, a gdy powiedziałam, że w kwestii chłopaków owszem, on chwycił mnie za rękę i zaprowadził na niższe piętro. Siedliśmy w loży dla VIP'ów. Na początku byłam trochę zdenerwowana, zaskoczyła mnie ta cała sytuacja. Jednak po chwili rozmowy doszłam do wniosku, że to rewelacyjny facet. Nie tylko z wyglądu. Miał na imię Michał i miał - zgodnie z moimi przewidywaniami- dwadzieścia lat. 
    Przegadaliśmy cały wieczór. Gdy impreza zbliżała się do końca wymieniliśmy się numerami. Nie robiłam sobie specjalnych nadziei, żeby później nie czuć rozczarowania. Jednak trzeba być optymistycznie nastawioną.
    Następnego dnia około dziesiątej rano dostałam sms'a. Michał. "Pierwszy raz w życiu tyle gadałem w klubie. Jednak z tak fascynującą osobą jak Ty mógłbym rozmawiać cały czas. :) " Uśmiechnęłam się do siebie. Fascynująca osoba. Zapowiada się interesująco.