niedziela, 10 lutego 2013

17.


    Od trzech miesięcy byłam przeszczęśliwa. Każdą wolną chwilę spędzałam z Michałem. Wojtek przestał zadręczać mnie telefonami. Wszystkie siniaki po wypadku zniknęły. Jedyne, co mnie martwiło, to - trwający tydzień - kompletny brak kontaktu z Agatą. Mieszkałyśmy w jednej dzielnicy, dzieliło nas zaledwie kilka domów. To było osiedle w stylu zachodnim. Przez środek biegła droga osiedlowa, a po jej obydwu stronach stały domy jednorodzinne, żadnych wieżowców, biurowców . Spokojna okolica, wszyscy się znali. Pomimo tego, nie miałam pojęcia, co dzieje się z moją przyjaciółką. Odkąd zaczęłam chodzić z Michałem, coraz mniej czasu poświęcałam Agacie.
    Zdjęłam fioletową kurtkę z wieszaka, chwyciłam telefon oraz klucze i zbiegłam na dół.
-Mamo wychodzę. - krzyknęłam w stronę kuchni.
-Gdzie idziesz? - usłyszałam.
-Do Agaty, muszę z nią porozmawiać. - powiedziałam, a mama wyłoniła się z kuchni z wielką patelnią grillową w ręce.
-Kochanie coś się stało? Zaraz będzie obiad, możesz pójść do niej później. - odpowiedziała.
- Nic się nie stało. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie jestem głodna, zostaw mi trochę, odgrzeję sobie później. - odparłam i już byłam przed domem. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego Agata całkowicie zerwała ze mną kontakt. Spojrzałam na telefon i wybrałam jej numer.
- Tu A. Nagraj się. - usłyszałam głos poczty głosowej. Fuck, co się dzieje? Stanęłam przed drzwiami domu przyjaciółki i zapukałam dwa razy. Nikt nie otwierał. Zadzwoniłam dzwonkiem. Znów zero reakcji. Sięgnęłam po komórkę i połączyłam się z numerem domowym Agaty. Również ta próba kontaktu nie przyniosła efektów. Nagle z sąsiedniego domu wyszła Sylwia - dziewczyna, z którą ja i Agata chodziłyśmy do szkoły. Nie należała do lubianych. Wprost przeciwnie, była ... małą, wredną małpą. Nie miała nikogo po swojej stronie, ale i tak patrzyła na wszystkich z góry, krytykowała każdego, najgorsze było to, że zawsze o wszystkim wiedziała - kto, gdzie, jak, dlaczego. Uwielbiała wykorzystywać swoje informacje do poniżania innych. Najczęściej wcale z nią nie rozmawiałam, jednak mieszkała tak blisko Agaty, że musiała wiedzieć co się stało. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam w myśli do siedmiu, odwróciłam się w stronę Sylwii i głośnym tonem powiedziałam:
-Gdzie jest Agata ?
-Dlaczego miałabym ci to powiedzieć? - spytała, a ja już wiedziałam jaką przyjemność sprawia jej to, że ma coś, czego ja bardzo chcę.
-Ponieważ wiesz, że to moja przyjaciółka, a ja się o nią martwię. Daj spokój Sylwia, powiedz mi gdzie ona jest i będzie po sprawie. - czułam, że zaraz trafi mnie szlag.
-Najpierw ty zrób coś dla mnie. Daj mi numer Wojtka. - odpowiedziała z błyskiem w oku.
-Po co ci on? Tylko mi nie mów, że spodobał ci się mój były. - roześmiałam się. Nareszcie ona potrzebowała czegoś ode mnie. - Daj mi kartkę i coś do pisania. - wzięłam różowy skrawek papieru i równie intensywnie różowy długopis, które Sylwia wyjęła ze swojej białej, skórzanej torebki, napisałam numer Wojtka i powiedziałam - Powiedz mi gdzie jest Agata, a ta karteczka wróci do ciebie. - widziałam, jak próbowała opanować złość.
-Niech będzie. Całą rodzinką wyjechali nad ranem, z tego, co słyszałam, jej matka pytała czy wszyscy wzięli paszporty. Wniosek jest prosty - twoja przyjaciółeczka wyjechała bardzo daleko i nawet się z tobą nie pożegnała. Biedna Justynka. - triumfowała, była zachwycona obrotem sytuacji. Podeszła do mnie, wyrwała mi kartkę z ręki i już jej nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz