Wjeżdżając z Michałem do
Warszawy, myślałam tylko o jednym jak najszybciej porozmawiać z Agatą.
Rozłożyłam na kolanach plan miasta, by znaleźć najkrótszą drogę do ulicy o dość
intrygującej nazwie Beszamelowa. Pięć razy skręciliśmy w złą ulicę, staliśmy w
dziesięciu gigantycznych korkach, a gdy nastał wieczór i chcieliśmy się
przekonać, czy w restauracji La Sofa rzeczywiście jest najlepsze jedzenie w
mieście, okazało się, że restauracja jest zamknięta z powodu remontu. Głodni,
zdenerwowani i bardzo zmęczeni, postanowiliśmy przełożyć poszukiwania domu
rodzinnego matki Agaty na następny dzień. Podjechaliśmy do niedużego hotelu
czarnym Volkswagenem Golfem III należącym do Michała. W recepcji kategorycznie
wybiłam Michałowi z głowy pomysł jednego, wspólnego łóżka, tak więc, gdy
weszliśmy do pokoju numer 456, ja zajęłam łóżko przy ścianie, a Michał przy
oknie.
Po piętnastu
minutach siedzieliśmy już w hotelowej restauracji. Gdy złożyliśmy zamówienie
Michał zapytał :
- Co jej powiesz ?
-Komu ? Kelnerce? -zapytałam z
uśmiechem i kompletnym zdezorientowaniem.
-Nie głuptasku, Agacie.
-odpowiedział spokojnie.
-Sama nie wiem. - zdziwiło
mnie, że wcześniej się nad tym nie zastanowiłam. - Chciałabym wyjaśnić,
dlaczego nasze relacje tak bardzo się popsuły, chcę wiedzieć, dlaczego nie powiedziała
mi, że wyjeżdża.
-Przygotuj się na to, że nie
będzie to łatwa rozmowa. - przypomniał Michał.
-Wiem o tym. Pewnie bez łez się
nie obejdzie. - powiedziałam, a uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Kochanie, będzie dobrze. -
zaczął mnie uspokajać. - Znacie się tyle lat, jesteście jak siostry, na pewno
się dogadacie. - powoli zaczynałam mu wierzyć. No już, uśmiech poproszę. -
powiedział i pocałował mnie w policzek.
Po kolacji Michał
poszedł do pokoju, a ja w recepcji próbowałam dowiedzieć się, gdzie znajduje
się ulica Beszamelowa. Gdy zaledwie jedna piąta wskazówek recepcjonistki
dotarła do mojej zmęczonej głowy, podziękowałam za rozmowę i skierowałam się
stronę widny. Byłabym sama, lecz w ostatnim momencie ktoś przytrzymał
zamykające się drzwi. Okazało się, że osobą towarzyszącą mi jest chłopak -
jak przypuszczałam niewiele starszy ode mnie, maksymalnie trzy lata.
Wchodząc, uśmiechnął się do mnie, a gdy zobaczył, że przycisk z numerem
interesującym go numerem piętra już świecił się intensywnym pomarańczem,
powiedział :
-Czwarte ? To tak jak ja. -
ponownie podarował mi uśmiech. - Ja mieszkam w 457.
-A ja,to znaczy my, to znaczy..
Ja i mój chłopak dostaliśmy pokój numer 456. - byłam zdziwiona swoim
zachowaniem. Facet był całkiem przystojny, chociaż, przy dosłownie odrobinie
światła w windzie, trudno było dokładnie mu się przyjrzeć. Na pewno miał jasne
włosy, był dużo wyższy ode mnie i najwyraźniej korzystał z siłowni, bo krótko
mówiąc był napakowany. Jednym słowem wygląd kalifornijskiego surfera.
Wychodząc z windy
ponownie na niego spojrzałam i ... kolana mi zmiękły. Chyba nigdy nie widziałam
takiego ciacha. Idealne kości policzkowe, lazurowe oczy, apetyczne usta, ale
moją uwagę od razu przykuł... jego cudowny, zgrabny jak jasna cholera TYŁEK. Aż
się prosił, żeby na niego patrzeć. W pewnym momencie jego właściciel odwrócił
się w moją stronę przodem, a mój otępiały wzrok zatrzymał się na... No cóż,
pomiędzy jego nogami. Czułam, że kolor mojej twarzy przypomina kolor
hotelowych, burgundowych zasłon wiszących w korytarzu. Natychmiast przeniosłam
spojrzenie na twarz mojego towarzysza, która zdawał się wydawać niesamowicie
rozbawiony całą sytuacją.
-Spokojnie, nie ty jedna.-
powiedział pewnym siebie tonem.
-Słucham ?! Nie wiem o czym
mówisz. -nieudolnie starałam się ratować resztki godności.
-Jak wolisz. - kolejny uśmiech
z jego strony. - A skoro już mówimy sobie na ty, to chciałbym poznac twoje
imię.
-Justyna, a ty?- ulżyło mi i
cieszyłam się, że odszedł od tamtego niezręcznego i wstydliwego dla mnie
tematu.
-Kuba.
Już miałam otwierać drzwi
pokoju, gdy usłyszałam :
-Wiesz, że jesteś mi coś winna
? -odwróciłam się, a on stał tuż przede mną. - Ty sobie popatrzyłaś, teraz ja
chcę coś w zamian. - przyznam szczerze, że serce podeszło mi do gardła.
-Chyba zwariowałeś. Nigdzie nie
patrzyłam i na pewno nie jestem ci nic winna. - starałam się być twarda, lecz
nagle on przyciągnął mnie do siebie, zaczął całować moją szyję, a ja poczułam
przeszywający mnie dreszcz i całkowicie odleciałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz